Dewocja (łac. devotio – poświęcenie, ofiarowanie)
kojarzona jest aktualnie zdecydowanie negatywnie. Dewoci dla niektórych (wierzących i niewierzących) to wszyscy, którzy chodzą do kościoła częściej niż ja.
Formalnie dewocja to udawana pobożności, bez wewnętrznego przeżywania.
Czyli:
rytuały kościelne - tak, wiara - nie
Zgodnie z tymi zasadami dewotami są osoby pojawiające się w kościele tylko dlatego, żeby były tam widziane, ale także:
- osoby które zawierają sakrament małżeństwa w kościele, a są niewierzące ("bo marsz Mendellsohna, bo Ave Maryja")
- niewierzący rodzice chrzczący swoje dzieci ("bo taki fajny zwyczaj i fajna impreza")
- osoby przystępujące do sakramentu Komunii św. przez osoby z grzechem ciężkim ("tak wypada, skoro to msza za ........ a ja jestem zaproszony na obiad")
- ateiści święcący potrawy w Wielką Sobotę ("bo tak")
- osoby, którzy chętnie pokazują się na Mszy św. i przystępują do Komunii św. jednak swojemu przeciwnikowi ręki na znak pokoju nie są w stanie podać. Objaw obserwowany także wśród polityków. Jezus mówił:
"Zostaw dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!" (Mt 5,24)
Nieprawidłowymi też są sytuacje, kiedy to rodzicem chrzestnym zostaje osoba, która żyje poza Kościołem. Zaprasza się ją do bycia chrzestnym, bo 'wypada' ją zaprosić, jest dobrze sytuowana i akurat ma wszystkie potrzebne 'papierki'. Klękanie, robienie znaku krzyża, wyrzekania się złego, 'modlenie się' itd w takich okolicznościach można określić jako dewocja (natomiast niektóre obietnice, np pomoc w chrześcijańskim wychowywaniu - to już nie tyle dewocja co kłamstwo).
Podobną sytuacją jest udzielanie sakramentu bierzmowania 'na siłę' tylko po to, aby nie mieć 'problemów' w 'załatwieniu' ślubu kościelnego.
Zobacz też
Jestem wierzący, ale niepraktykujący
Zasady o których najczęściej zapomina katolik